Dupoki z rodziny dim sum

Znów odwiedziliśmy nasz jedzeniowy zakątek w Ulu Pandan tym razem nie daliśmy się wykazać restauracji: japońskiej, koreańskiej, amerykańskiej i pizzeriom, tylko usiedliśmy w food court- cie i każdy z nas zjadł to co lubi najbardziej.

Jumbo kraby

Zaprzyjaźniony z nami smakosz od długiego czasu polecał nam restaurację gdzie serwują najlepszego kraba w mieście. Od czasu gdy jedliśmy kraba, minęło już ponad pół roku więc postanowiliśmy dać skorupiakowi jeszcze jedną szansę.

Thaipusam

Kolejne święto za nami tym razem bez dnia wolnego, ale za to wyjątkowo widowiskowe. Podczas pełni księżyca w styczniu lub lutym (według tamilskiego kalendarza w miesiącu thai) świętuje się narodziny boga wojny Murugana, młodszego z synów Śiwy i Parwati.

Po hiszpańsku

Korporacja wyciska z Żywiciela wszystkie soki. Codziennie pan mąż wychodzi do pracy chwilę po ósmej rano, a wraca tuż przed dziewiątą wieczorem. Oj, zatęskniliśmy za Europą i jej godzinami pracy. Za europejskim jedzeniem też zatęskniliśmy.

Więcej ludzi niż kwiatów

Namówiona przez uliczne billboard-y Kura bardzo chciała zobaczyć coroczną wystawę kwiatów na wyspie Sentosa. Na kwiatową wyprawę namówiła panią I, ale jej synek się rozchorował i pani I musiała zrezygnować z podziwiania kwiatów.

Chiński Nowy Rok - przygotowania

Zaczęliśmy 4 dniowy weekend. W poniedziałek i we wtorek ulice się wyludnią i zamkną się wszystkie sklepy, food court-y i centra handlowe prowadzone przez Chińczyków. Cześć sklepów i punktów gastronomicznych będzie zamknięta również w niedzielę, a Chińczycy zostaną w swoich domach lub odwiedzą swoje rodziny.

Chleb dla Janka

Pracowy kolega Żywiciela powiedział wtedy, że w latach 70 XX wieku, w Malezji obcokrajowcy ciągle prosili pewnego ulicznego kucharza o smażenie omletów z cebulą. Postanowił więc stworzyć coś co by zasmakowało jego klientom i włożył usmażony omlet do długiej bułki doprawił sosem chili i nazwał to Roti Johna.

Światło świąt

Filipińska legenda opowiada o królu, który przed śmiercią, chciał ustanowić następcę tronu. Pewnego ranka wręczył swoim synom po pięć monet i kazał zapełnić za te pieniądze szopę w zamku

Moda i uroda

Przychówek przywykł do tego, że jego blond włosy i bardzo jasna cera wzbudzają sensację, jednak ani my ani nasz dzieciak nie byliśmy przygotowani na publiczny, zbiorowy zachwyt.

Kuchnia chindian czyli kolacja na dachu

Na tą restaurację trafił przypadkiem Żywiciel w internecie. Otworzyła się zaledwie trzy tygodnie temu na dachu sześciopiętrowego sklepu z hinduskiej dzielnicy - Mustafa Center. Restauracja Kebabs'n'Curries serwuje jedzenie typowe dla hindusów i kuchnię chindian czyli chińskie jedzenie przyrządzane na sposób hinduski.

Wesołego Deepavali

Mamy kolejną sobotę w środku tygodnia czyli Deepavali (Depawali, Dipavali, Dewali, Diwali, Divali, Dipotsavi, Dipapratipad, दीपावली).

sobota, 31 grudnia 2011

Witamy w Nowym Roku

Od kilku minut jesteśmy o rok starsi. Nowy Rok przyszedł po cichutku gdy oglądaliśmy film w naszym domu. Za oknem też spokojnie nikt nie odpala fajerwerków i nie krzyczy: 

  • Szczęśliwego Nowego Roku. 
W większości okien pogasły już światła. Sztuczne ognie i huczne świętowanie odbywa się na Marina Bay. Pewnie będzie pięknie i pewnie będą tłumy. 
Wszystkim naszym czytelnikom życzymy samych radości w Nowym Roku, a imprezującym zabawy do białego rana.

Już za parę dni, za dni parę...

Już za trzy dni Przychówek zapakuje plecak w swoim ulubionym kolorze, a potem wróci do szkoły. Bardzo szybko minęły sześciotygodniowe wakacje. Dużo ciekawych rzeczy udało nam się zobaczyć, ale nie wszystkie udało się opisać. Kończące się wakacje uznajemy za udane i już nie możemy doczekać się następnych.
Trzeciego stycznia zacznie się nowy roku szkolny, a Kura przypomni sobie jak to jest wstawać bladym świtem. Przychówek musi być w szkole o 7.15!
By ogarnąć poranny chaos i dotransportować dzieciaka do szkoły Kura powinna wstawać o 6 i teraz wydaje jej się, że lepiej byłby wcale się nie kłaść. 
W starym roku Przychówek zaczynał lekcje o 12.30 i wszyscy bardzo lubiliśmy tę popołudniową zmianę. W nowym roku dzieciak będzie zaczynać lekcje "w środku nocy", a Kura już ma czarne wizje, że dzieciak spóźni się do szkoły pierwszego dnia.

piątek, 30 grudnia 2011

Muzeum dla malutkich czyli w świecie znaczków pocztowych.

Pełną historię znaczków pocztowych poznaliśmy w Singapore Philatelic Museum. Żywiciel zbierał kiedyś znaczki pocztowe, ale kolekcja była nieuzupełniana od wielu lat.
Kura wiedziała, że pierwszy znaczek wprowadzono na terenie Wielkiej Brytanii i Irlandii, ale nie miała pojęcia, że było to 6 maja 1840 roku. Znaczek został nazwany Penny Black i miał wartość jednego pensa, a jego wzorem był portret młodej królowej Wiktorii wybity w 1837 roku. Już Penny Black miał zabezpieczenie przed fałszerstwem, a do jego produkcji użyto papieru z znakiem wodnym.

Penny Black (Wikipedia)

czwartek, 29 grudnia 2011

W połowie drogi do setki

Jeszcze w Polsce Żywiciel założył bloga, który miał opisywać azjatyckie potrawy, które będziemy jeść w Singapurze. Jesteśmy łasuchami, a jedzenie jest dla nas nie tylko sposobem na zaspokojenie głodu, ale też przyjemnością.
W pierwszych miesiącach naszego singapurskiego życia nie mieliśmy czasu na pisanie. Pierwszy wprowadzający wpis pojawił się w maju (ponad 4 miesiące po przyjeździe do Singapuru) gdy biegaliśmy po sklepach w poszukiwaniu iPad-a 2 i gdy nie udało nam się odwiedzić wyścigów konnych.

W zimnym kinie

Gdy Przychówek namówił swoją starą matkę na obejrzenie "Kung - Fu Panda 2". Kura założyła płócienne spodnie i bluzkę na krótki rękaw. Jej angielski był wtedy bardzo słaby więc zdrzemnęła się w trakcie filmu. W kinie było  chłodno i przyjemnie, ale filmu Kura nie pamięta.
Dwa miesiące później cała Kurza rodzina poszła na ostatnią cześć Harrego Pottera. Film był nudny jak flaki z olejem i przez cały film Kura zastanawiała się:

  • Co jest takiego wyjątkowego w czarodzieju w okularach?

środa, 28 grudnia 2011

W oku wielkiego brata

Prawie każdego turystę odwiedzającego Miasto Lwa dziwi ogromna liczba kamer rozlokowana po całym mieście. Oczy Wielkiego Brata patrzą na ludzi robiących zakupy, na uczniów w szkole oraz na podróżujących. Każdy wagon metra i każdy autobus ma kamerę.


wtorek, 27 grudnia 2011

Blog roku

Znudzeni świątecznym lenistwem zgłosiliśmy naszego rodzinnego pieszczoszka do konkursu "Blog roku". Razem z obieżyświatami i garstką polskich emigrantów gościmy w kategorii "Podróże i szeroki świat".

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Na bogactwo

Wszyscy już w korporacji wiedzą, że chociaż Żywiciel wychował się w kraju nad Wisłą to jest kulinarnym Chińczykiem.

  • Zjedz - powiedział pan T wyciągając kurze odnóże w stronę Żywiciela 
  • Nie, dziękuję - odpowiedział pan mąż
W trakcie obiadu opowiedział, że w Polsce też jada się kurze nóżki i niektórzy uważają je za przysmak.

  • W Chinach wierzymy, że jedzenie kurzych łapek przynosi bogactwo, bo ich kształt pomaga zgarnąć to co najlepsze - powiedział J.
  • Może się skuszę innym razem - odparł Żywiciel
  • To koniecznie zjedz w Nowy Rok, będziesz wtedy zgarniał bogactwo przez cały rok - oznajmił troskliwie T.

Katedra świętego Andrzeja

Katedra świętego Andrzeja  została wzniesiona w 1861 roku. Do jej budowy  zastosowano specjalny tynk znany jako Madras Chunam,  który jest to mieszanką wapienia, białka jaj, cukru i łupin orzecha kokosowego. Białe ściany i kolorowe okienne witraże tworzą wyjątkowy duet. Katedra została zbudowana w stylu neogotyckim. Delikatna dekoracja powoduje, że ogromna katedra wydaje się niezwykle lekka. Materiały użyte do budowy okazały się wyjątkowo trwałe, bo katedra przetrwała bez remontu prawie 125 lat.


niedziela, 25 grudnia 2011

Obiad świąteczny u Chińczyka

  • Jeśli zostajecie na święta w Singapurze to zróbcie rezerwacje w jakieś restauracji, bo w święta raczej wolnych miejsc nie będzie - oznajmiła troskliwie koleżanka Kury
  • E tam przy takiej ilości restauracji zawsze się coś znajdzie - odpowiedziała Kura.
Jeszcze nam się nie zdarzyło wracać do domu z pustym brzuchem. Byliśmy więc spokojni.
    • Jeść mi się chce - powiedział dzieciak, gdy włóczyliśmy się po mieście
    • No dobrze popatrzmy gdzie można zjeść - powiedział Żywiciel patrząc na mapę.
    • O Paradise Inn - krzyknął Przychówek - już kiedyś byliśmy w restauracji tej sieci i było smacznie.

    sobota, 24 grudnia 2011

    Wesołych świąt

    Zdążyliśmy już posprzątać po polskiej Wigilii na singapurskiej ziemi. Zjedliśmy pierogi, rybę, grzybową z uszkami i śledzie. Było prawie ja w domu, prawie bo obok pierogów z kapustą i grzybami na naszym stole postawiliśmy sushi i krewetki z cebulką.

    • Ta wigilia jest wyjątkowa nie tylko dlatego, że jesteśmy sami. Dziś nie ma barszczu - powiedział Przychówek
    • I całe szczęście - dodał Żywiciel
    Kura nie ugotował barszczu, bo Przychówek i Żywiciel nie jadają baraków. Bardzo nam brakowało keksa, sernika i makowca. Brak tradycyjnych polskich wypieków zrekompensujemy sobie jedząc long cake.


    piątek, 23 grudnia 2011

    Zakupy przez internet

    W Polsce zakupy w sieci były proste. Siedział sobie Żywiciel z Kurą przed komputerem i klikali. Gdy pojawiał się dostawca płacili i mówili do widzenia. Nikomu nie przeszkadzało, że Kura i Żywiciel nie lubią płacić kartą kredytową przez internet i wolą płacić przy odbiorze.

    • Singapur technologicznie wyprzedza Polskę o dobrą dekadę to zakupy w sieci będą proste i przyjemne - myślała Kura.
    Dziś rano usiedliśmy przed komputerem i bardzo chcieliśmy zrobić zakupy on-line w Fair Price.

    • Klik, klik, klik - robił Żywiciel, a lista zakupowa rosła z każdą  minutą
    • Jeszcze dziesięć butelek napoju na C i przywiozą nam za darmo - powiedział Żywiciel z triumfalną miną
    • O ku.. - wysyczał nagle - system im się popsuł i nie można robić zakupów
    • Idźmy do innego sklepu - oznajmiła Kura pijając kawę.

    czwartek, 22 grudnia 2011

    List do Mikołaja.



    Drogi Mikołaju
    Jeśli jesteś na świecie,
    daj mi ładną figurę
    byłam grzeczna przecież.
    O męża mego dbałam,
    i koszule prasowałam.
    Dziecko pilnie uczyłam,
    jednak ciut przytyłam.
    Innych grzechów nie naliczyłam
    za dużo jadłam i się zaokrągliłam.
    Czasem tylko długo spałam,
    i na dziecko wrzeszczałam
    Poza tym naprawdę byłam miła,
    ale mi się dupa roztyła.
    Nie lubię mojego rozmiaru,
    bo mój gabaryt pozbawiony jest czaru.
    Poproszę figurę filmową,
    bym mogła nosić bieliznę odlotową.
    O więcej nie proszę, 
    bo biżuterii nie noszę
    Telefony psuję taśmowo,
    mąż jest cierpliwy, ja mam urolopowo.
    Proszę Cię bądź dla mnie miły,
    na odchudzanie nie mam siły.
    Nie grzeszę urodą,
    cera też mam już niemłodą.
    Niska jestem i kudłata,
    noszę szalik nawet w środku lata.
    Poza tym nic specjalnego,
    więcej nie powiem, wiesz dlaczego.
    Męża mam najprzystojniejszego,
    i naprawdę bardzo mądrego.
    Dziecko mam zdolne i wesołe,
    a to tego ładne i nie chodzi gołe.
    Tak na serio to figurę mam w nosie,
    nie wyglądam przecież jak prosię.
    Chce byśmy zdrowi byli
    i wiele lat razem ze sobą żyli.


    środa, 21 grudnia 2011

    Światło świąt

    Filipińska legenda opowiada o królu, który przed śmiercią, chciał ustanowić następcę tronu. Pewnego ranka wręczył swoim synom po pięć monet i kazał zapełnić za te pieniądze szopę w zamku. Starszy widząc robotników, którzy zbierali trzcinę cukrową wpadł na pomysł by szopę napełnić trzciną. Za pięć monet nie mógł jej jednak kupić zbyt wiele, więc kupił to co zostaje z trzciny po wyciśnięciu z niej soku. Słoma cukrowa była tania i bez użyteczna, ale starszy syn wypełnił nią szopę wydając wszystkie otrzymane pieniądze.
    Młodszy syn poprosił o wyrzucenie słomy cukrowej, gdy szopa była pusta zapalił na jej środku świecę i powiedział, że wydał tylko jedną monetę.
    Król widząc blask światła powiedział:

    • Bez światła nic by nie było, ono jest początkiem wszystkiego i to ty będziesz moim następcą bo napełniłeś szopę tym, czego ludzie najbardziej potrzebują!"
    Nie tylko według filipińskiej legendy światło jest symbolem początku, bez niego nic by nie było.
    Ch. (Filipinka) opowiadała Kurze i Przychówkowi, że to Chrystus przynosi światło nie wiedząc jeszcze, że Kura i Przychówek też są chrześcijanami.
    Co roku  chrześcijanie na całym świecie zapalają lampki i oświetlają swoje domy, a potem czekają na Jezusa.
    W Singapurze Boże Narodzenie świętuje całe miasto, chociaż chrześcijan tu stosunkowo niewielu. Od kilku tygodni największa ulica zakupowa Orchad Road co wieczór mieni się kolorami. Sztuczne choinki obwieszone są sztucznymi bombkami, a ze sklepowych głośników słychać kolędy w wielu językach.


    wtorek, 20 grudnia 2011

    Biblioteka w ogórku

    • Co to za dziwo zaparkowało przy wjeździe na nasze osiedle - pomyślała Kura widząc bardzo stary autobus.  
    Autobus kształtem przypominał polskiego jelcza zwanego ogórkiem. Kura nie widziała takich autobusów od wielu lat.

    • Kto dopuścił takiego rupiecia do ruchu - pomyślała i podeszła bliżej. 
    Z boku autobusu widniał napis i logo National Library czyli narodowej biblioteki Singapuru. Przed drzwiami stała pani i zachęcała do skorzystania. Kura weszła do środka i bardzo się zdziwiła, bo we wnętrzu zamiast siedzeń były półki pełne książek. Nie miała ze sobą bibliotecznej karty, bo wyszła z domu tylko na chwilę i nie spodziewała się, że w drodze po śniadanie będzie mogła wypożyczyć książkę.
    Kura nie wie jak to się stało, że mieszkając tak długo w tym miejscu nigdy nie trafiła na ten dziwny autobus.

    poniedziałek, 19 grudnia 2011

    Ciężkie życie Kury

    • Kochanie, czy ja mogę wiedzieć co robiłaś dzisiaj cały dzień? - zapytała Żywiciel szukając wolnego miejsca na stole.
    • Byłam zajęta - powiedziała wymijająco Kura i rozsiadła się na kanapie.
    • Byliśmy w kinie z panią I i jej synkiem, poszliśmy na obiad od wielkiego M, karmiliśmy karpie, a na koniec pojechaliśmy do domu pani I i jej synka. Czas uciekł nam bardzo szybko - wypaplał dzieciak nie pytany
    • To miło, cieszę się, że się dobrze bawiliście - powiedział Żywiciel z zazdrością w głosie
    • A co jutro będziesz robić? Byłoby miło gdybyś uprasowała mi chociaż jedną koszulę - poprosił Żywiciel błagalnym tonem
    • Jutro jak nie będzie lało to pojedziemy na plażę - powiedziała Kura i pomyślała, że nigdy nie była na plaży w grudniu.
    • W takim razie idę zaklinać deszcz, może wtedy znajdziesz czas na prasowanie - oznajmił Żywiciel.


    niedziela, 18 grudnia 2011

    Zupa montowana

    Dawno, dawno temu, kiedy Kura była małą dziewczynką jej mamusia Kwoka gotowała jej zupki. Kura pluła tymi zupkami dalej niż widziała, w dzieciństwie bowiem preferowała kiełbasę. Gdy Kura podrosła i została studentką z cieniutkim portfelem rozsmakowała się w domowym rosołku, ale innych zup nie lubiła i nie potrafiła ich ugotować. Przychówek i Żywiciel też nie przepadali za zupami. Czasem skusili się na biały barszcz, pieczarkową i grochówkę, ale pozostałych zup nie jedli.

    Gdy Kura zamieszkała w Singapurze ze zdziwieniem stwierdziła, że wiele jej azjatyckich koleżanek je na śniadanie zupę. Dużą popularnością wśród tubylców cieszyła się zupa montowana, jedzona z wielkiej miski. Zanim Kura odważyła się tą cudaczną zupę spróbować obserwowała jak tubylcy podchodzą do lady i przy pomocy szczypiec wrzucają do miski: pierożki, rybne kulki, kawałki marchewki, kapustę i tofu.


    sobota, 17 grudnia 2011

    Singapur 5 rano

    Piąta rano, a nasze życie rodzinne kwitnie. Kura popija znany napój na C, a Żywiciel leży na kanapie i ogląda film. Nie sprzątamy mieszkania, nie pieczemy ciasta, bo nie mamy nawet piekarnika. Nie przygotowujemy świąt nie robimy nic pożytecznego. Rozkoszujemy się ciszą i bzyczeniem klimatyzatora.
    Dzieciaka wygnaliśmy go spania trzy godziny temu  oczywiście w trosce o jego prawidłowy rozwój. Gdybyśmy byli bardziej tolerancyjni dzieciak siedziałby z nami. Może nie do końca z nami tylko z iPadem.

    Singaurska heroska

    • Zobaczcie to pani, którą widujemy koło przystanku - powiedział Przychówek i pokazał uliczny bilbord.
    Kura z Żywicielem spojrzeli na bilbord i w uśmiechniętej chińskiej twarzy rozpoznali panią, którą widują prawie codziennie.

    • To herosi naszej dzielnicy - wykrzyczał Przychówek
    Kura i Żywiciel popatrzyli na fotografie i nikogo poza ową panią nie rozpoznali. Nasza dzielnica (jak wiele innych w Singapurze) nagradza co roku wyjątkowych mieszkańców. Przyznaje nagrody pieniężne i wiesza ich podobizny na bilbordach. Glosują sąsiedzi wybierając tych, którzy żyją niebanalnie i robią coś dla lokalnej społeczności.

    piątek, 16 grudnia 2011

    Wigilia w polskiej ambasadzie

    Plan był prosty. Kura i Przychówek złapali taksówkę pod domem i pojechali nią pod pracę Żywiciela. Będąc w drodze zadzwonili do Żywiciel by ten się zbierał do wyjścia. Wszyscy mieli dojechać jedną taxi do polskiej ambasady. Pod pracą Żywiciela okazało się, że musimy chwilę poczekać. Singapurski taksówkarz był bardzo niezadowolony z postoju. Postanowił pokazać, że nie pieniądz rządzi światem, a on ma w nosie rosnący z każdą minutą rachunek i chciał nas z auta wyrzucić. Kura tłumaczyła, że to tylko chwileczka, ale kierowca uznał, że pięciominutowe czekanie to za duży wysiłek, bo on jest od jeżdżenia po mieście. Taksówkarz nie chciał wjechać na parking i złośliwie zaparkował tak, że Żywiciel musiał okrążyć cały budynek. Do samochodu dotarł wściekły nie na siebie (wyszedł później niż się umawialiśmy) i nie na taksówkarza, tylko na Kurę.
    W efekcie do ambasady dotarliśmy wkurzeni, a Kura pomyślała, że jest to jeden z niewielu momentów w singapurskim życiu w którym brakuj jej samochodu.


    czwartek, 15 grudnia 2011

    Paraliż komunikacyjny

    Z nieznanych nam powodów pierwszy raz od niewiadomo kiedy popsuło się dziś singapurskie metro. Ludzie, którzy zwykle przemieszczają się pod ziemią zostali zmuszeni do zmiany środków transportu. Awaria w metrze spowodowała, że autobusy wożące zwykle garstkę pasażerów miały problemy z zamknięciem drzwi. Przestały obowiązywać wyznaczone na rozkładzie godziny odjazdów, a ludzie nerwowo spoglądali na zegarki. Kura i Przychówek poczuli się prawie jak w godzinach szczytu w Polsce.

    środa, 14 grudnia 2011

    W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie

    • Widziałaś się ostatnio z Jednoliterową? - zapytała koleżanka Kurę podczas rozmowy telefonicznej
    • Nie widziałam jej miesiąc - odpowiedziała Kura, która lubi spotkania z Jednoliterową
    • Ona ma coś twojego - powiedziała tajemniczo K.
    • Coś ci się pomyliło niczego jej nie pożyczałam - zauważyła Kura
    • Ona ma twój słownik - dodała K.
    • Mój słownik - ucieszyła się Kura.
    • Zgubiłam go w szkole i Jednoliterowa go znalazła? - zapytała Kura koleżankę.
    W słuchawce zapadła krępująca cisza.

    • Nie do końca - powiedziała K - Jednoliterowa ma twój słownik i ci go da jak się spotkacie. 
    • Nie pytaj mnie o więcej - dodała
    • Dlaczego mam nie pytać? Nie rozumiem - powiedziała Kura trochę już zła.
    • Jak byłam kiedyś u ciebie to pożyczyłam twój słownik polsko-francuski bo Jednoliterowa go potrzebowała, a tu był nie do kupienia. Obiecałam, że się wszystkim zajmę i coś wymyślę, a ona go skopiuje i ci odda. Tylko, że ja nic nie wymyśliłam, a Jednoliterowa i tak zwali na mnie, bo jest muzułmanką i nie kłamie - powiedziała K z prędkością światła.

    wtorek, 13 grudnia 2011

    O oszczędzaniu

    Singapurczycy muszą oszczędzać ziemię więc nauczyli się budować tak by maksymalnie wykorzystać przestrzeń. Wysokie bloki mają na dachu boiska lub ogrodzone siatką place zabaw. W szkole Przychówka na dachu jest basen. Sklepy na dachach mają wszystko. Widzieliśmy sklep ze sztucznym jeziorem i placem zabaw chłodzonym wodą, w innym odwiedziliśmy park, a w Mustafa  jedliśmy w dachowej restauracji.

    Singapurscy architekci chyba nie znają powiedzeń: nie da się i szkoda niszczyć. Gdy blok się starzeje i przestaje pasować do koncepcji urbanistycznej odkupuje się od ludzi mieszkania powyżej wartości rynkowej i blok się burzy.


    poniedziałek, 12 grudnia 2011

    Chińska matka

    Kura znęca się nad Przychówkiem i codziennie katuje polską szkołą. Naiwna łudziła się, że w wakacje dzieciak będzie wypoczęty i z zapałem będzie poznawał polską historię, tradycję oraz przypominał sobie znane obyczaje.
    Kura już wie, że się myliła. Przychówek nie ma ochoty na polską szkołę. Matematyczne zadania z treścią go nudzą, bo są za łatwe, historia jest do przyjęcia pod warunkiem, że Kura opowiada, ale gdy trzeba zbudować wypowiedź na podstawie tekstu wygadany Przychówek się gubi. Nie umie zbudować zdania, wtrąca angielskie słowa lub używa angielskiej gramatyki. Pisanie po polsku to prawdziwy dramat. Przychówek opuścił polską szkołę ze świetnymi ocenami, ale teraz po polsku pisać nie lubi. Przy każdym ćwiczeniu z pisania  pada pytanie:

    • Czy ja muszę?

    sobota, 10 grudnia 2011

    Dwie kawy i dwie wuzetki... I co jeszcze?!

    • O jakie pięknie ciasteczka (Coffee Stars by Dao) - powiedział Przychówek przyklejając nos do chłodniczej lady.
    • Uspokój się - skarciła Kura - przed chwilą zjedliśmy obiad
    • Ja też zjadłbym ciastko, zobacz jakie ładne - kusił Żywiciel 
    Kura została przegłosowana i posłusznie ustawiła się w kolejce Azjatów.

    • Chyba powariowaliśmy, żeby czekać w kolejce do kawiarni - oznajmiła Kura i zobaczyła, że nikt z siedzących nie ma ochoty na opuszczenie kawiarni.
    • No to ty nie jesz - powiedział Żywiciel z triumfalną miną.
    • Więcej dla nas - Przychówek jak zwykle poparł tatusia.
    Kura nie zdążyła się obronić, bo elegancki kelner zaprosił do stolika chociaż wcale nie byliśmy pierwsi. Nikt nie protestował więc usiedliśmy na wygodnej puchatej kanapie.

    • To pewnie dlatego, że jestem dzieckiem i nie mogę długo czekać - powiedział Przychówek, który ma wzrost dorosłej Azjatki.
    • Z pewnością - wysyczała Kura, która bardzo lubi ciasta, ale wie, że nie powinna ich jeść
    • Sernik - krzyczał dzieciak
    • Uspokój się bo nic nie dostaniesz - karciła Kura.
    Caramel Macchiato

    piątek, 9 grudnia 2011

    Małe Indie po naszemu

    Małe Indie w Singapurze to zaledwie kilka uliczek między stacjami metra Little India, a Farrer Park (linia fioletowa). Uliczki są wąskie, domy zaniedbane, wszędzie jest brudno, a na drogach nie obowiązuje lokalny kodeks drogowy, tylko prawo silniejszego, walczące z prawem tłumu. Mimo to Małe Indie mają swój urok, a Kura uwielbia to miejsce.

    To świat zupełnie inny od poukładanego Singapuru. Między straganami z bransoletkami, wisiorkami, zegarkami i pachnącymi kwiatami przechadzają się turyści nie mogąc się nadziwić mieszance barw, kolorów, zapachów. Ci sami turyści zatykają nosy przechodząc koło wet marketu ze świeżymi rybami i odwracają głowę widząc lady z mięsem. Nie wiedzą pewnie, że to co jedzą na kolację w ulicznej knajpce pochodzi  z owego wet marketu.

    W Małych Indiach można podpatrzeć jak hinduscy specjaliści przywracają życie sprzętom których pozbyli się bogaci singapurczycy. Po drobnej naprawie pralki, telewizory i lodówki pojadą do Indonezji  i będą cieszyć tamtejsze panie domu. Łatwo tu naprawić stare spodnie lub dopasować świeżo kupione. Za kilka dolarów uliczni krawcy dopasują i poprawią co trzeba.


    O Durianie

    Robaczek ze znanego wiersza Brzechwy "Entliczek-Pętliczek" jadł wciąż jabłka, gdyby był Azjatą jadłby duriana.

    Durian jest wszędzie, bez względu na porę dnia i roku można go kupić na ulicy. Ten wyjątkowy owoc ma zwykle swoje stoisko. Tylko raz widzieliśmy duriana w sklepie. Leżał smutno na półce zapakowany szczelnie w pięć warstw foli. Można kupić całe owoce, które przypominają trochę przerośnięte kasztany i fragmenty.


    czwartek, 8 grudnia 2011

    Dlaczego nie chodzimy piechotą?

    Wsiadamy do autobusu i przytykamy kartę biletową do czytnika.

    • Pi, pi - brzęczy automat biletowy
    Kierowca w białych rękawiczkach wita się z nami jak z dobrymi znajomymi. Powoli przesuwamy się na środek autobusu i stajemy na przeciwko wyjścia, jedziemy tylko kilka przystanków.
    Współpasażerowie siedzą w milczeniu, cześć gra na swoich telefonach, cześć czyta gazetę. Jakiś Arab słucha modlitwy płynącej z jego telefonu. Słuchawek nie ma więc razem z nim słucha cały autobus. Nikt się nie irytuję współpasażerowie udają, że nie słyszą sur. Przy meczecie Arab wysiada. Zrobiło się dziwnie cicho.

    środa, 7 grudnia 2011

    Szkoła w wakacje ...

    Listę z potrzebnymi podręcznikami na kolejny rok szkolny Przychówek dostał od pani R. dwa dni przed końcem roku szkolnego.

    • My nie dostaliśmy kartki na bezpłatne podręcznik - zasmucił się dzieciak. 
    • Nie szkodzi pewnie to tylko dla tubylców - powiedziała Kura
    Popytała swoje singapurskie koleżanki i dowiedziała się, że magiczna kartka na książki to rodzaj bonu na podręczniki dla dzieci z biedniejszych rodzin. Pierwszego dnia szkoły wszystkie dzieciaki będą miały takie same podręczniki, zeszyty i mundurki. Nie będzie wiadomo kto kupił sam, a kto dostał w prezencie.

    wtorek, 6 grudnia 2011

    Mix kulinarny czyli my tu wszystko mamy..

    • A macie tam ziemniaki? - zapytała J. gdy korzystaliśmy z dobrodziejstw techniki i rozmawialiśmy przez Skype. 
    • No jasne, że mamy - odpowiedzieliśmy zgodnym chórem
    W singapurskich sklepach kupno ziemniaków nie jest prostą sprawą. Są bataty i swojsko wyglądające ziemniaczki, których cena zależy od kraju pochodzenia. Najdroższe, niemieckie, podobno są pyszne.
    Kura jest leniwa i od kuchni trzyma się z daleka, więc ziemniaków nie gotuje.
    Gdy chwilowo przejedzą nam się azjatyckie specjały po prosty jemy w innym miejscu. Przychówek ma swój ulubiony food court gdzie sprzedają ogromną kiełbasę o smaku parówki. Żywiciel odnalazł miejsce gdzie jest najlepsza pizza w mieście na cienkim cieście.
    Przez ciągłe deszcze zatęskniliśmy za południem Europy zapachem oregano i w ostatnią niedzielę wybraliśmy się na pizzę. Najlepszą pizza w Singapurze przygotowuje Chińczyk, ale robi takie ciasto, że przed Włochami nie musi się wstydzić. Wyrób pizzy można zobaczyć przez szybę.

    • Wolę kiełbasę więc poproszę 7 calową pizzę - powiedział Przychówek

    poniedziałek, 5 grudnia 2011

    Gdyby głupota miała skrzydła...

    Przychówek autentycznie cierpiał, że w nowym roku szkolnym nie będzie w jednej klasie z Ch. Kurze też było smutno, bo bardzo polubiła dziewczynkę o pięknym uśmiechu.
    Ch. jest piekielnie zdolna i gdyby tylko miała szanse odrobić pracę domową, na testach wypadłaby lepiej, ale ponieważ pracowała ponad siły i nie zawsze miała szansę przygotować się do lekcji i jej testy wypadły średnio.

    • Będziecie w różnych klasach, ale zawsze możecie się przyjaźnić - powiedziała Kura gdy widziała załzawione oczy Ch. 
    • Możecie spotykać się po szkole i razem bawić - dodała i zobaczyła radość w oczach Ch.
    • Będzie nam miło jak nas odwiedzicie - powiedział Przychówek do cioci Ch. 
    • Chętnie przyjdziemy - powiedziała ciocia, ale nie możemy zostawić starszego brata samego w domu 
    • To go zabierzcie - powiedziała Kura i bardzo się ucieszyła, że w końcu Ch. nas odwiedzi.
    Do wizyty Kura z Przychówkiem przygotowywali się bardzo starannie. Przychówek posprzątał swój pokój, a Kura planowała usmażyć polskie naleśniki.
    O 9 rano ciocia spotkała się Kurą na stacji metra i powiedziała:

    • Nie mogę zostać, bo mam rozmowę w sprawie pracy.
    Kura nie powinna się zgodzić na opiekę nad dziećmi skoro się na nią nie umawiała, ale szkoda jej się zrobiło Ch i Przychówka, którzy tak czekali na to spotkanie. Odchodząc ciocia powiedziała, że jak skończy rozmowę to zadzwoni. Kura pożyczyła jej powodzenia i poszła z dzieciakami do domu.
    Mimo deszczu dzieci się nie nudziły. Bawiły się zgodnie, a Kura trochę zapomniała, że czas płynie nieubłaganie. O 15 nasmażyła naleśników i zaczęła dzwonić do cioci. Chciała wiedzieć kiedy ciocia planuje przyjść. W pierwotnym planie po obiedzie miało być wspólne pluskanie w basenie, ale Kura nie mogła sama pilnować trójki dzieci. Niestety ciocia nie odbierała telefonu. Kura robiła się niespokojna i około 20 zaczęła się zastanawiać:

    • Czy coś się stało?
    • Czy powinna zawiadomić policję?
    • Czy powinna poinformować filipińską ambasadę?

    sobota, 3 grudnia 2011

    O wodzie i rodzicielskich obawach

    • Czy to prawda, że w Europie pijecie wodę gazowaną na co dzień? - spytała zdziwiona H
    • Tak i nawet inne napoje pijemy - zażartował Żywiciel
    • Po co wy taką dziwną wodę pijecie? - zapytała H
    • Bo lubimy - odpowiedział Żywiciel

    W Singapurze jest kult wody. Gazowaną wodę można kupić w niektórych sklepach, jednak tubylcy jej nie piją. Wszyscy piją ze swoich wodnych butelek. Podpisane bidony na długich paskach noszą małe dzieci, a kierowcy wożą je w swoich pojazdach. Ludzi z wodopojami w ręku widać wszędzie. Eleganckie paniusie wieszają sobie bidony na nadgarstku jak bransoletę, a szkolne dzieciaki swoje wodne butelki wkładają do specjalnej przegródki w plecaku.

    piątek, 2 grudnia 2011

    Bożonarodzeniowe drzewko

    • Będziesz na ubieraniu drzewka? - zapytała polska koleżanka Kurę
    • Nic nie wiem - powiedziała smutno Kura, bo do niej żadna informacja nie dotarła.
    Chwile potem dostała maila z informacją, że w piątek o 17 w Singapurskim Ogrodzie Botanicznym  Polonia będzie brać udział w projekcie Trees of the World i będzie ubierać świąteczne drzewko.
    Każdy kraj, który ma rezydentów w Singapurze może ubrać Bożonarodzeniowe drzewo według własnego pomysłu. Przystrojone świąteczne drzewka można potem oglądać aż do świąt.
    Bez trudu odnaleźliśmy naszych rodaków i nasze drzewko chociaż w całym ogrodzie było aż 300 takich drzewek. Nasze drzewko nie przypominało poczciwej choinki ale nikomu to jednak nie przeszkadzało. Wszyscy ochoczo zabrali się do pracy i po godzinie można było podziwiać prawdziwie polskie bożonarodzeniowe cudo.


    czwartek, 1 grudnia 2011

    Moda i uroda ostatnie wspominki z miasta na wielu wyspach

    Przychówek przywykł do tego, że jego blond włosy i bardzo jasna cera wzbudzają sensację, jednak ani my ani nasz dzieciak nie byliśmy przygotowani na publiczny, zbiorowy zachwyt. W Hong Kongu  ludzie podchodzili do naszego dziecka i prosili o wspólne zdjęcie. Blade lico Przychówka będzie pewnie atrakcją wielu chińskich albumów ze zdjęciami. Panie chciały chociaż dotknąć blond włosów, a mniej odważni Chińczycy robili naszemu dzieciakowi zdjęcia z ukrycia.
    Trzeciego dnia nasz dzieciak się zdenerwował i zaczął chodzić w czapce z daszkiem by nie było widać jego jasnych włosów. Twarzy i jasnej cery jednak zakryć się nie dało.
    Zachowanie Chinek i Chińczyków wcale nie dziwiło. My też robiliśmy im zdjęcia.
    Najbardziej zaskoczyły nas kozaki na damskich stopach. Temperatura w Hong Kongu nie spadła poniżej 15*C i nawet nam wygrzanym singapurskim słońcem w półbutach bywało gorąco, ale chińskie elegantki były twarde i czasem defilowały w kozakach i szortach. My na modzie zbytnio się nie znamy, ale wierzymy, że może się to podobać.
    Jednak najbardziej zdziwiły nas uszy myszki Miki noszone jako opaski przez dorosłe kobiety. Gdy my się dziwiliśmy Przychówek poprawiając swoją czapkę powiedział:

    • Ja wiem czemu oni tak się ubierają.
    • Czemu? - zapytała Kura
    • Gdyby nosili takie same ubrania wyglądaliby identycznie go są bardzo siebie podobni - zauważył dzieciak
    • Masz rację - powiedziała Kura i popatrzyła na dzieci wychodzące ze szkoły, które wyglądały jak armia klonów

    Widoki Hong Kongu

    Hong Kong opisywany jest jako miasto łączące wschód z zachodem.
    Wieloletnia "opieka" Wielkiej Brytanii nie pozostała bez wpływu na miasto i jego mieszkańców. Od roku 1997 Hong Kong jest chińskim miastem z dużą autonomią. Nie może decydować w sprawach zbrojnych i polityki zagranicznej, ale w kwestiach ekonomicznych, finansowych, prawnych, kulturalnych i oświatowych jest niezależny. Rozwija się więc niezależnie od wielkich Chin. W miasto wpompowano ogromne pieniądze i przyciągnięto zagranicznych inwestorów.

    Na najbliższe kilka lat Hong Kong widoki ma ciekawe.


    środa, 30 listopada 2011

    Rozrywkowy Hong Kong

    • Czy można połączyć wielki plac zabaw dla ludzi w każdym wieku z oceanarium i mały ogrodem zoologicznym?
    • Czy da się go zbudować po dwóch stronach góry i sprawić by ludzie nie chcieli z niego wyjść?
    Chińczykom się udało i powstał Ocean Park.


    wtorek, 29 listopada 2011

    W gościnie u Madame Tussauds

    Marie Tussaud (właśc. Marie Grosholtz) przybyła do Londynu po rewolucji francuskiej z wykonanymi wcześniej woskowymi odlewami głów zgilotynowanych francuskich arystokratów między innymi Marii Luizy i księżniczki de Lamballe. Woskowe odlewy stały się początkiem olbrzymiej kolekcji figur woskowych. Obecnie nie trzeba stracić głowy by mieć swoją podobiznę na woskowej wystawie. Wystarczy tylko być bardzo sławnym.


    poniedziałek, 28 listopada 2011

    Wróciliśmy..

    O 22:10 wylądowaliśmy w Singapurze, a o 22:30 jechaliśmy taksówką do naszego singapurskiego domu. Nawet się nie spodziewaliśmy, że tak szybko zatęsknimy za Singapurem i jego porządkiem.
    Jako posiadacze zielonych kart błyskawicznie przeszliśmy przez kontrolę paszportową (automatyczną ze skanowaniem odcisku kciuka) i nie musieliśmy czekać w kolejce. Nasze bagaże zostawione na dworcu głównym w Hong Kongu (in town check-in) nie zgubiły się po drodze tylko "wysiadły" z samolotu dziesięć minut po nas.

    sobota, 26 listopada 2011

    U stóp Buddy czyli komunikacyjny zawrót głowy.

    Po Hong Kongu podróżuje się trudno, chociaż tubylcy i goście mają do dyspozycji: 9 linii metra, tramwaje, promy oraz niezliczoną liczbę autobusów.

    Specyfika terenu (wyspy a na nich góry) powoduje, że dojazd z punktu A do puntu B może trwać bardzo długo. Tubylcy niewątpliwie nauczyli się poruszać się w tym chaosie i wiedzą gdzie wysiąść i w co wsiąść by oszczędzić swój czas.


    Wioska rybacka - Tai O

    Tradycyjna wioska rybacka Tai O położona jest na wyspie Lantau. Dojazd do niej zajmuje zaledwie czterdzieści minut. Wystarczy wsiąść w autobus numer 11 obok stacji metra Tung Chung.
    Stojąc na molo w Tai O można podziwiać niesamowite widoki: zbocza gór porośnięte bujną roślinnością, bagienne podłoże, lądujące samoloty i turystów pływających turystyczną łódką. Wyspa jest piękna.


    czwartek, 24 listopada 2011

    W chińskim metrze

    Usadowiliśmy się na metalowej ławce w metrze (linia pomarańczowa). Na szczęście nie mieliśmy okazji doświadczyć podróżowania w godzinach szczytu, więc rozsiedliśmy się wygodnie. Na przeciwko nas siedziała para młodych chińczyków. Pan trzymał panią za rękę.

    • Popatrz mąż, randka po chińsku - powiedziała Kura i przypomniała sobie swoje randki z Żywicielem

    środa, 23 listopada 2011

    Kulinarny Hong Kong

    W Hong Kong-u sprzedaje się codziennie 37,5 mln fishball-i czyli rybnych kulek wielkości małych pulpecików. Na ulicach głównych czuć zapach wielu gotujących się potraw. Kiełbasy, krewetki, małe ośmiornice i pierogi sprzedaje się nadziane na długi patyk, kasztany, orzeszki i słodkie wrzuca się jeszcze ciepłe do papierowej torebki. Tubylcy jedzą przekąski stojąc na ulicy.


    wtorek, 22 listopada 2011

    Na chińskim targu

    Poznawanie Hong Kongu zaczęliśmy od ulicy i ulicznych targów. Mimo wczesnej godziny miasto żyło pełnią życia. Ludzie przemieszczali się we wszystkie strony niczym mrówki w mrowisku.

    • Ile ich tu jest? - zastanawiał się Przychówek
    • Dużo - odpowiedziała Kura, która z trudem przeciskała się przez tłum chińczyków.
    Hong Kong okazał się przyjazny dla turysty, ale bardzo zatłoczony. Ulice są tu szerokie i jest ich dużo, ale są pełne samochodów, autobusów, busów i motorów. Ilość samochodów i ukształtowanie terenu powoduje, że nad miastem unosi się smog. Nasze gardła są podrażnione więc kaszlemy i kichamy chociaż nie jesteśmy przeziębieni. Pewnie z powodu smogu wiele ludzi nosi maski na twarzy (a może boją się świńskiej/ptasiej/? grypy)

    poniedziałek, 21 listopada 2011

    Pierwsze chwile na obcej ziemii...

    • Changi chyba większe - zauważył Przychówek
    • Nowocześniejsze - stwierdził  Żywiciel
    • Łazienki na lotnisku czystsze - uznała Kura
    Zachowywaliśmy się jak rasowi singapurczycy, którzy uwielbiają porównywać. Mieszkańcy miasta Lwa porównują zawsze tak, że Singapur wypada lepiej. Oni wierzą, że mają najlepszy rząd na świecie, najlepszy system edukacji, najlepsze drogi, najczystszy kraj, najciekawsze atrakcje i wszystko naj, naj, naj..
    Naj.. są również taksówki.

    Pozdrawiamy urlopowo

    Chwilowo opuściliśmy miasto Lwa.
    Singapur żegnał nas deszczowymi łzami - lało jak zwykle. Na lotnisku popatrzyliśmy na startujące i lądujące samoloty, zjedliśmy śniadanie w jednej z restauracji i odwiedziliśmy motyli raj. To był najładniejszy motyli świat jaki widzieliśmy do tej pory. Niech się motyli raj z Sentosy wstydzi. mimo zdecydowanie gorszych warunków na lotnisku zrobiono to lepiej, a zgromadzone okazy zapierały nam dech.


    sobota, 19 listopada 2011

    Gorący garnek

    • Zjadłabym zupę - powiedziała Kura, która w Singapurze polubiła jedzenie zup. 
    • Może być zupa - zasmucił się Żywiciel, który ciepłej wody z miski jeść nie lubi. 
    • Idźmy do Seoul Garden HotPot nawet ładnie to miejsce wygląda i ma bufet z innym jedzeniem - zaproponował pan mąż.
    Weszliśmy do małej, sieciowej restauracji w centrum handlowym i usiedliśmy przy wskazanym nam stoliku. Na środku stołu na specjalnym palniku stał garnek z bulionem. Kelner z uśmiechem na ustach przynosił wybrane przez nas dodatki. Bardzo podobał nam się sposób zamawiania. Na ekranie monitora pokazywały się zdjęcia potraw by złożyć zamówienie należało jedynie kliknąć myszką. Sami wrzucaliśmy do wnętrza garnka lub smażyliśmy na grillu w koło garnka.

    • Ja będę grillował - stwierdził z męską dumą Żywiciel

    Biblioteczka klasowa

    • Czy to książka z biblioteki szkolnej? - zapytała Kura dzieciaka widząc na biurku książkę z pieczątką szkoły
    Była prawie pewna, że dzieciak zapomniał zwrócić książkę w terminie. Spodziewała się, że trzeba będzie gnać do szkoły, książkę oddać szybko i serdecznie przeprosić.

    • To nie ze szkolnej biblioteki - powiedział Przychówek - pani R nam dawała, bo w przyszłym roku będzie uczyć w pierwszej klasie i dzieci będą miały swoją biblioteczkę klasową - dodał dzieciak
    • I tak za darmo? Każdemu? - dziwiła się Kura
    • Każdemu można było brać ile się chce, ale my mamy dużo książek i tylko ta mi się podobała - powiedział dzieciak

    czwartek, 17 listopada 2011

    A my mamy wakcje

    I mamy wakacje. Za 6 tygodni Przychówek wróci do szkoły, ale nie będzie już w tej samej klasie. Singapurski system edukacji przewiduje przydział dzieci do klas na podstawie:

    • wyników sprawdzianów sprawdzanych poza szkołą
    • obserwacji przez nauczycieli nie uczących w danej klasie
    • pracy na lekcji ocenianej przez nauczyciela wiodącego
    Nikt tu na ten temat nie dyskutuje. Rodzice dzieci słabszych nie narzekają na zły system i segregację. Widzą w tym rozwiązaniu same zalety. Dzieci z klas słabszych mają więcej godzin, matematyki i angielskiego, ale nie mogą uczestniczyć w kółkach zainteresowań. Nie dla nich kółko matematyczne i astronomiczne oraz klub scrabble.

    W świecie dużych chłopców czyli Army Museum

    Singapur chociaż malutki może pochwalić się swoją armią. Nie żałuje się tu pieniędzy ani na sprzęt, ani na szkolenie. W razie agresji z zewnątrz singapurska armia ma rozprawić się z wrogiem i zapewnić szybkie zwycięstwo by kraj dalej mógł się rozwijać. Szkolenia wojskowe organizuje się już w szkole średniej. Normalne jest powoływanie do armii na okres dwóch lub trzech tygodni pracujących Singapurczyków. Służba w armii to zaszczyt, który nikogo nie omija, bo zasadnicza służba wojskowa jest obowiązkowa. Singapurski żołnierz na atak ma być gotowy zawsze, a w czasie pokoju służyć krajom dotkniętym klęskami żywiołowymi.


    środa, 16 listopada 2011

    Świąteczne drzewko

    • Co tam niesiesz? - zapytał Kura koleżankę Malajkę, gnącą się pod ciężarem wielkiej paczki
    • Drzewko świąteczne - powiedziała koleżanka
    • Macie następne święto? - zdziwiła się Kura wspominając niedawne Hari Raya
    • A ty nie masz? Mówiłaś, że jesteś katoliczką - zdziwiła się pani D.
    • No mamy Boże Narodzenie, ale to w grudniu - powiedziała Kura lekko zmieszana
    • Kupiłam drzewko już teraz o zobacz tak wygląda - powiedziała i pokazała fotografię.

    wtorek, 15 listopada 2011

    W sennym świecie Geylang Serai

    Na wschód od centrum znajduje się Geylang Serai znany jako Malay Kampong.
    Mało kto już dziś pamięta, że to tu w 1937 roku otworzono pierwsze lotnisko w Singapurze. To tej pory zachowała się wieża lotniska, która obecnie służy jako taras widokowy, stare hangary przerobiono po singapursku na sklepy i też służą do dziś. Po naszych przeżyciach na wysokościach nie mieliśmy ochoty patrzeć na Singapur z góry i nawet nie odszukaliśmy dawnej wieży lotniczej, ale z dużą przyjemnością jeździmy na Geylang. Lubimy patrzeć na ubiory malajskie i podglądać życie po malajsku. W żadnym innym miejscu Singapuru nie można zobaczyć tylu pięknie ubranych i ślicznie umalowanych kobiet w różnym wieku. Panie młode i starsze chodzą w długich tunikach i spodniach lub w tradycyjnym baju kurung. Wszystkie wyglądają ślicznie. Przy każdej wizycie na Geylang Kura zastanawia się:

    • Jak malajskie kobiety utrzymują tak piękną cerę? 
    • Gdzie uczą się tak ślicznie malować?
    Gdyby istniał kurs robienia takiego makijażu to Kura chętnie by się na niego zapisała, nawet gdyby był prowadzony po malajsku.
    To na Geylang zauważyliśmy, że tradycyjne muzułmańskie chusty też podlegają wahaniom mody.
    Obecnie najmodniejsze są chustki z doszytymi elementami lub z dziurkami w kształcie liści bądź kwiatów. Różny jest sposób ich upięcia, ale singapurskie muzułmanki potrafią zrobić to tak, że  nakrycie głowy podkreśla ich urodę, a jednocześnie jest zgodne z zasadami islamu.

    Sklepy z tradycyjnymi (malajskimi) ubraniami sąsiadują ze sklepami z biżuterią i supermarketem.
    Sam supermarket wygląda jak wszystkie inne w Singapurze i sprzedaje dokładnie to samo, ale sklepy odzieżowe zawsze powodują zamieszanie w naszej rodzinie. Kura chce mierzyć wszystkie tuniki i chce kupić kolejny szalik, Żywiciel zawsze ma ochotę kupić żonie pół sklepu i wracać natychmiast do domu, a dzieciakowi nudzi się niemiłosiernie i zawsze głodnieje lub musi iść do toalety w najmniej odpowiednim momencie.


    poniedziałek, 14 listopada 2011

    Dzień po polsku

    Deszczową sobotę spędziliśmy po polsku. Kolega z Polski, który z żoną jedzie zwiedzać Azję zagościł na dwa dni do Singapurze. Z wielką przyjemnością pokazywaliśmy im miasto nieopisane w przewodniku. Zaciągnęliśmy ich do "wet marketu" by mogli poczuć azjatycki klimat i do Mustafa Centre by zobaczyli "wszystko-mający" market. Przychówek dostał słowotoku i przegadał nawet Kurę, opowiedział chyba wszystko i dał popis znajomości singielskiego.

    sobota, 12 listopada 2011

    Community center - czyli dom kultury po Singapursku

    Gdy Przychówek był malutki chodził do osiedlowego domu kultury na lekcje angielskiego. Lekcje były pieruńsko drogie i nauczyły Przychówka trzech słów: hello, dog i banana. Poza angielskim w naszym osiedlowym domu kultury były zajęcia plastyczne, muzyczne, teatralne, szachy, rytmika dla dzieci, gimnastyka dla pań, lekcje gry na pianinie oraz niedzielne teatrzyki dla maluszków. Poziom zajęć był średni, bardziej nastawiony na odkrywanie talentu niż rozwijanie. Dzieci bez większych talentów uczyły się kreatywnie spędzać czas i był to bardzo dobry pomysł. Dom kultury miał drobną wadę otwierał się późno i zamykał wcześnie, mimo to Kura go lubiła i myślała, że będzie jej go brakowało. Singapurska rzeczywistość bardzo ją jednak zaskoczyła.

    piątek, 11 listopada 2011

    Cmok cmok wielokulturowo

    Malajskie koleżanki Kury coraz śmielej pytają o zwyczaje panujące w Polsce. Traktują Kurę jako "swoją" i nie boją się zadać pytań, których by nie zadały obcej osobie.

    • Czy wszyscy panowie w Polsce noszą brodę, czy ma to związek z pozycją społeczną? - pytały
    Kura wytłumaczyła, że broda czy wąsy w naszej kulturze nie mają związku ani z religią ani z pozycją społeczną i zarost na twarzy nosi ten kto chce. Milczeniem pominęła, że meszek nad górną wargą u kobiet jest uważany za nieestetyczny, bo wszystkie jej malajskie koleżanki takowy posiadają i nie wyglądają na osoby, którym to by przeszkadzało.

    • Czemu czasem nosisz długie spodnie, a czasem krótkie? Wolno ci, mąż ci pozwala? - pytały innym razem

    czwartek, 10 listopada 2011

    Restauracja libańska

    Pewnej niedzieli długo poszukiwaliśmy miejsca gdzie moglibyśmy zjeść kolację. Żywiciel chciał coś chińskiego, Kura hinduskiego, a dzieciak nie miał zdania. Marzył by zjeść szybko i dobrze. Rodzinne głosowanie też nie przyniosło porozumienia, bo każdy głosował za swoim, a Przychówek dyplomatycznie wstrzymał się od głosu.

    • To może libańska? - zaproponował Żywiciel
    • Super - powiedział dzieciak, któremu bardzo podobał się wystrój restauracji.

    Singapurka w zimowej Europie

    • H. jedzie w delegacje do Niemiec i pytała się jak zimno jest teraz w Europie - powiedział Żywiciel po powrocie do domu
    • Trzeba było powiedzieć, że tak jak w lodówce - zażartowała Kura
    • E tam, cokolwiek bym powiedział i cokolwiek kazałbym jej kupić z ciepłych ubrań i tak zmarznie - zauważył Żywiciel pijąc ulubiony napój.
    • To prawda - powiedziała Kura


    środa, 9 listopada 2011

    Nasz mały świat

    • A wiesz mama, że przyjadą do naszej szkoły dzieci z Japonii - powiedział Przychówek w drodze do domu
    • To fajnie, tylko jak się z nimi dogadacie? - zapytała Kura
    • Jakoś to będzie - powiedział Przychówek - pani R mówiła, że ich angielski nie jest dobry i prosiła by mówić do nich po angielsku wolno i wyraźnie, żadnego singlish i można używać innych języków o ile dzieci japońskie będą je znać - dodał dzieciak
    Dwa dni później okazało się, że dzieci owszem są z Japonii, ale mieszkają w Singapurze i uczą się w międzynarodowej szkole japońskiej.

    wtorek, 8 listopada 2011

    Żona dla Hindusa

    Pan S - Hindus jest młody, przystojny i gotowy na zmiany w swoim życiu. Od dłuższego czasu planuje ślub. Miał już wyznaczoną datę, ale ślub się nie odbył z powodu braku kandydatki na żonę. Jego rodzina nie zdążyła znaleźć odpowiedniej panny młodej i ślub przesunięto. Pół biura Żywiciela kibicuje owym poszukiwaniom, bo rodzinę pan S. ma wybredną.
    Przyszła Pani S powinna zechcieć porzucić rodzinny kraj i zamieszkać w Singapurze, powinna też pasować do rodziny pana S, być miła, ładna i zakochana. Ten ostatni warunek chyba najtrudniej będzie spełnić, bo trudno być zakochanym nie znając wybranka.

    • Czy poznasz ją przed ślubem jak już ją znajdą? - zapytał Żywiciel pana S gdy ten pakował komputer przed urlopem
    • Będę mógł powiedzieć, czy mi się nie podoba - odpowiedział Pan S zdziwiony pytaniem
    • Ale rozwieść to będziesz się mógł? - dopytywał Żywiciel w trosce o Pana S, który mógłby trafić na jakiegoś wrednego babsztyla
    • Mógłby, mógłby - powiedział G. również Hindus - ale to nie jest honorowe rozwiązanie i wszyscy wolą tego unikać, bo to wstyd dla rodziny i rodzeństwu potem trudniej żonę i męża znaleźć.

    niedziela, 6 listopada 2011

    Hari Raya Haji

    Tym razem mamy wolny poniedziałek z okazji Hari Raya Haji, które jest znane jako "Święto Ofiary", obchodzone jest przez trzy dni przez muzułmanów na całym świecie. Święto przypada w 70 dni po zakończeniu Ramadanu. Święto Ofiary, połączone jest z zakończeniem dorocznych pielgrzymek do Mekki (każdy muzułmanin powinien chociaż raz w życiu odwiedzić święte miejsce i sfinansować wyprawę z zarobionych pieniędzy).
    Singapurscy wyznawcy Allaha muszą zadowolić się jednym dniem wolnym i weekendem. Samo święto upamiętnia gotowość proroka Abrahama do poświęcenia swego syna w imię Boga.
    Podczas tego święta muzułmanie gromadzą się w meczetach by ofiarować swoje modlitwy i refleksję nad Koranem, który jest tego dnia odczytywany. Po modlitwach składa się ofiarę z owcy, kozy lub krowy ( nie można ofiarować świni gdyż jest to zwierze nieczyste). Akt ofiarowania  jest najważniejszym elementem święta, a zwierze zabijane jest tak by mięso było Halal. Zabijający musi być muzułmaninem i wypowiedzieć specjalną formułę, a zwierzę ma mieć przecięta tętnicę szyjną i szybko się wykrwawić.
    Mięso dzieli się na trzy równe części:

    • dla świątyni 
    • dla rodziny
    • dla biednych.
    Krwią zarżniętego zwierzęcia skrapia się drzwi muzułmańskich mieszkań.
      Hari Raya Haji to czas pochylenia się nad potrzebującymi i podzielenia się tym co samemu się posiada. Wielu muzułmanów przeznacza w tych dniach 10% rocznego dochodu na wspólnotę muzułmańską.



      Uf... już po egzaminach

      Gdy nasz dzieciak szedł do singapurskiej szkoły byliśmy przerażeni chyba bardziej niż on sam. Teraz lubimy azjatycką szkołę. Niby wymagania są wysokie, ale słabe dzieci dostają pomoc i mają szansę na rozwój. Dla matematycznie opornych są lekcje dodatkowe, a dzieci, które mają problemy z językiem matki w kolejnym roku trafiają do małej klasy by nauczyciel miał szanse je dopilnować. Dla wielu dzieci język matki językiem matki nie jest. Znamy dziewczynki, które uczą się chińskiego, ale w domu mówią po koreańsku.

      sobota, 5 listopada 2011

      Kuchnia chindian czyli kolacja na dachu

      Na tą restaurację trafił przypadkiem Żywiciel w internecie. Otworzyła się zaledwie trzy tygodnie temu na dachu sześciopiętrowego sklepu z hinduskiej dzielnicy - Mustafa Center. Restauracja Kebabs'n'Curries serwuje jedzenie typowe dla hindusów i kuchnię chindian czyli chińskie jedzenie przyrządzane na sposób hinduski.

      • Może w końcu będzie jedno miejsce w indiańskiej dzielnicy gdzie będzie wszystkim smakowało tak samo - powiedział Żywiciel pokazując zdjęcia potraw uchodzących za specjalność owej restauracji. 


        piątek, 4 listopada 2011

        Zakupowy szał

        Zakupy są narodowym sportem Singapurczyków. Kupują wszyscy właściwie bez przerwy. Elegantkom zawsze przydadzą się kolejne spineczki, spodnie czy bluzeczka, gimnazjalistkom kolejne kartki czy długopisy, zapracowanym korporacyjnym szczurom kolejna przenośna pamięć lub ósme słuchawki.

        • Czy ty wiesz, że H. z mojej pracy ma sto par butów? - powiedział Żywiciel, gdy Kura zastanawiała się czy potrzebuje czwarte sandały
        • Sto par, gdzie ona to trzyma? - dziwiła się Kura odkładając buty na półkę.

        czwartek, 3 listopada 2011

        Wakacje znów będą wakacje....

        Egzaminy się skończyły teraz czekamy na wyniki z nadzieją, że nasz Przychówek dał popis swoich umiejętności.
        Bez względu na wyniki i tak jesteśmy z naszego dzieciaka dumni. Pracował uczciwie, sporo się nauczył ma nowych przyjaciół, a ze starymi z Polski też udało się utrzymać kontakt mailowy.
        Pani R. przestała zachowywać się jak singapurska nauczycielka i już dwa dni nie zadała pracy domowej.

        • W szkole mamy teraz lekcje bawienia - powiedział Przychówek
        • Czego macie lekcje? - dziwiła się Kura i zastanawiała się czy dzieciak powiedział poprawnie czy nie
        • Ładniej brzmi lekcje zabawy - poprawiła
        • Mamy lekcje nauki zabawy, bo niektóre dzieci to się nie potrafią bawić i pani musiała je uczyć. - wytłumaczył Przychówek
        • A co robiliście? - zapytała
        • Tańczyliśmy w parach z piłką między głowami, rzucaliśmy piłkami, biegamy i krzyczymy. -powiedział Przychówek skacząc jak sprężyna.
        • Super - oznajmiła Kura
        • A wiesz, że Maruda pytał się czy te zabawy są na ocenę i pani bardzo się śmiała - wypalał Przychówek wyraźnie pobudzony.

        środa, 2 listopada 2011

        Idą święta

        Ping'an ye, sheng shan ye, wan an zhong, guang hua she,
        Zhaozhe sheng mu ye zhaozhe sheng ying,
        Duoshao cixiang duoshao tianzhen,
        Jing xiang tian ci anmian,
        Jing xiang tian ci anmian.


        Co to za piosenka, zastanawiała się Kura gdy wkładała do sklepowego koszyka arbuza. Melodia jakaś znajoma, a słowa zupełnie do niczego niepodobne.

        • Co to może być? - myślała ważąc winogron.
        • Jing xiang... - zawodziły sklepowe głośniki, a Kura przy dziale z nabiałem doznała olśnienia
        • Przecież to Cicha noc tyle, że po chińsku - pomyślała


          wtorek, 1 listopada 2011

          Dobry Pasterz

          W maleńkim Singapurze jest 30 kościołów katolickich.
          Katedra Dobrego Pasterza sąsiaduje z biurowcami i światem biznesu. W wielowyznaniowym kraju nie świeci pustkami. Z oficjalnych danych wynika, że katolików jest tu niewielu (zaledwie 163 tysiące),ale na mszy o 13 w zwykły dzień trudno znaleźć miejsce siedzące. 
          Obok modlących się Chińczyków, Europejczyków i Indusów w kościelnych ławkach zasiadają innowiercy, którzy przyszli z ciekawości.
          Zauważyliśmy, że singapurscy katolicy są tak samo gościnni jak hindusi w swojej świątyni. Kura z Przychówkiem widzieli jak starsza Chinka tłumaczyła młodemu Hindusowi w turbanie na głowie drogę krzyżową przedstawioną na ściennych malowidłach.
          Msza w katedrze trwa zaledwie 30 minut i odprawiana jest po angielsku, nie przeszkadza to jednak  modlić się ludziom w swoich narodowych językach.
          Uczestnictwo w singapurskiej mszy było dla  nas nowym doświadczaniem nie tylko z powodów językowych. Podczas nabożeństwa wszyscy zgromadzeni przyjmują Komunię podawaną do ręki. Do  Komunii może przystąpić malutkie dziecko i buddysta.


          poniedziałek, 31 października 2011

          Halloween

          Ledwo w sklepach poznikały chińskie lampiony, a na półkach rozgościły się pluszowe dynie, plastikowe pająki, rogi czarownicy i włochate pajęczyny. Singapur przygotowywał  się do Halloween.
          Food network Asia - jeden z kanałów kulinarnych zaczął reklamować blok programów z potrawami halloween-owymi. Według telewizyjnej instrukcji można było ugotować palce czarownicy, pająki z ryżu i lodową wiedźmę.
          Kura z Żywicielem nigdy nie obchodzili tego święta, bo jakoś nie bardzo pasowało im bieganie w przebraniu czarownicy na jeden dzień przed Świętem Zmarłych.W Singapurze przygotowanie do Halloween przyjęli obojętnie. Kompletnie zignorowali informację, że lokalny dom kultury organizuje Halloween-owy wieczór. Po chińskim disco polo mieli dosyć imprez masowych.
          Chinka-buddystka zapytała się Kury jak obchodzi się Halloween w Polsce. Kura, aż się spociła tłumacząc, że w Polsce tego święta się właściwie nie obchodzi, że to anglosaski obyczaj mający u nas złą sławę. Wytłumaczyła, że w Polsce to mamy święto zmarłych i świeczki na cmentarzach. Pani była bardzo zdziwiona opowieścią  Kury i pytała:

          • Czy Halloween to nie jest chrześcijańskie święto takie jak Boże Narodzenie?
          • Nie - zaprzeczała Kura, a następnego dnia Filipinka (ciocia dzieciaka Ch)  równie zdziwiona zapytała:
          • Dlaczego w Polsce nie ma Halloween skoro na Filipinach jest? My też kochamy Jezusa - dodała
          Kura nie umiała odpowiedzieć dlaczego, ale dowiedziała się, że Filipińczycy 31 października straszą się i bawią, a 1listopada idą na cmentarz by wspominać swoich bliskich.
          Halloween w Singapurze dopadł nas w weekend gdy pojechaliśmy do Holland Road na kolację. Z licznych knajpek powyłaziły wiedźmy, potworki i dziwni przebierańcy. Wilk straszył piszczące chińskie dziewczynki i chętnie pozował do zdjęcia.



          sobota, 29 października 2011

          Jedzenie na sztylecie - czyli kuchnia turecka

          Zachęceni przez kelnera weszliśmy do tureckiej restauracji na Arabskiej ulicy.
          Z kuchnią turecką mamy same dobre skojarzenia. Lata temu z jedzeniem zakupionym w tureckim okienku szliśmy do pobliskiego parku i jedliśmy na ławce. Nie myśleliśmy wtedy, że rzuci nas na azjatycką ziemię ani o tym, że dochowamy się Przychówka.


          Arabska Ulica

          Ten kto na singapurskiej Arab Street spodziewa się spotkać tłumu arabów wymieszanych z turystami mocno się zdziwi, gdyż arabska dzielnica jest wielokulturowa. Arabska ulica to ulica kupców z Jawy, Malezji i Indii. Arabowie też są, ale nie ma ich zbyt wielu.


          piątek, 28 października 2011

          O nauczycielach

          W szkole naszego Przychówka są nauczyciele na różnym poziomie zawodowej kariery. Personel szkolny to ponad 120 nauczycieli i pracownicy szkolni, który nie zajmuje się uczeniem (pani z biblioteki, sportowi trenerzy, panie i pan z sekretariatu). Najbardziej nas zdziwiła obecność w szkole nauczyciele emerytów, którzy na co dzień nie pracują, ale przychodzą do szkoły gdy jakiś nauczyciel zachoruje lub jest na szkoleniu i trzeba go zastąpić lub pojawia się w szkole dziecko wymagające pomocy.

          czwartek, 27 października 2011

          Konkurować z chińczykiem

          Dzisiejszy ranek przywitał nas słońcem. Po 18 burzach w ciągu tygodnia była to miła odmiana.
          Zanim jednak Kura zdążyła wrócić do domu po odprowadzeniu Przychówka do szkoły rozszalała się burza numer 19 i przemoczyła Kurę do suchej nitki. Gdy Kura obciekała z wody pod drzwiami naszego bloku przywitała się z sąsiadką i jej wnuczką czekającymi na przedszkolny autobus.

          • O czytasz Franklina - to była ulubiona książka Przychówka jak był mały - zagadała do małej Chineczki w okularach.
          • Najbardziej lubię książkę: "Franklin idzie do szkoły" - odpowiedziała grzecznie dziewuszka.
          • Ty też pójdziesz niedługo do szkoły jak Franklin - powiedziała Kura.
          • Za dwa lata - wtrąciła się babcia i wyjaśniła, że czytająca dziewczynka ma zaledwie 4 latka

          środa, 26 października 2011

          Wesołego Deepavali

          Mamy kolejną sobotę w środku tygodnia czyli Deepavali (Depawali, Dipavali, Dewali, Diwali, Divali, Dipotsavi, Dipapratipad, दीपावली). O tym święcie słyszeliśmy zanim przyjechaliśmy do Singapuru wiedzieliśmy, że jest to święto na pamiątkę powrotu ze Sri Lanki króla Ramy po pokonaniu demona Rawany. 


          Tuż przed świętem Kura porozmawiała z hinduską P., a Żywiciel ze swoimi hinduskimi kolegami. Wszyscy hindusi chcieli opowiedzieć nam jak najwięcej i bardzo się cieszyli, że chcemy słuchać. Z rozmów dowiedzieliśmy się, że nawet w Indiach nie jest to święto jednorodne. Trwa cztery, pięć dni zależnie od regionu.


          W północnych Indiach trwa 5 dni. Dnia pierwszego świętuje się urodziny Dhanvantari i czci się boginię Lakszmi. Wiele tamtejszych firm rozpoczyna nowy rok finansowy właśnie tego dnia. Drugiego dnia świętuje się zabicie demona Narakasura przez Krishna. Trzeci dzień to upamiętnienie powrót  Ramy do rodzinnego miasta. Tego dnia świętuje się również wyłonienie Bogini Lakszmi z mlecznego oceanu. Czwartego dnia świętuje się zwycięstwo Kryszny nad Indra, a ludzie dzielą się jedzeniem. Piąty dzień to dzień braci i sióstr podczas którego, siostry modlą się za braci, w zamian dostają prezenty. Popularnym prezentem jest biżuteria.


          W Indiach południowych Deepavali trwa cztery dni. Pierwszego dnia ludzie kąpią się przed wschodem słońca oraz upamiętniają zwycięstwo Kryszny nad demonem Naraka. Dzień drugi to święto Lakszmi. Dzień trzeci to dzień Wisznu. Dzień ostatni to dzień modlitw braci i sióstr oraz wzajemnego obdarowywania się prezentami, w tym przypadku są to zwykle słodycze. Pochodzący z dużej rodziny człowiek może zebrać ich nawet kilkanaście kilogramów. Nie wiemy niestety ile osób wypada obdarować,  bo tym Hindusi się nie chwalą.
          Niezależnie od regionu jest to czas radosny, podczas którego odwiedza się świątynię, zawsze w nowo kupionych ubraniach.



          wtorek, 25 października 2011

          Porcja mięsa gratis

          Pewnej środy Kura siedziała przy stoliku i jadła wieprzowinę na gorącym półmisku. Przy stoliku obok siedziała pani z panem i zajadali się smażonym ryżem z warzywami chwaląc głośno walory smakowe. Nagle pani odnalazła w jedzonym kalafiorze robaka. Podeszła do stoiska i pokazała sprzedawcy swój talerz z małym robaczkiem pływającym w sosie. Oczekiwała pewnie wymiany jedzenia i przepraszam. Sprzedawca jednak robaczkiem się nie przejął wsadził rękę do jej talerza i wyjął go jednym ruchem. Z uśmiechem na ustach podał ten sam talerz z tym samym jedzeniem, tylko bez robaczka. Pani była zdegustowana. Nic już nic nie zjadła i piła jedynie wodę z butelki. Towarzyszący jej pan też stracił apetyt i nie zjadł swojego obiadu.

          poniedziałek, 24 października 2011

          Gdzie mój słownik?

          Dawno dawno temu Kura kupiła słownik - tłumacz. Tłumaczył polskie wyrazy na mało popularny język i odwrotnie. Słownik był z Kurą od zawsze chociaż przez wiele lat pokrywał się kurzem, bo mało popularnego języka Kura nie praktykowała prawie 10 lat. Wiedziona jakimś instynktem zabrała ów słownik do Singapuru chociaż nie spodziewała się, że będzie potrzebny. W pierwszych tygodniach singapurskiego życia nosiła go w plecaku razem ze słownikiem polsko-angielskim. Wspomniany słownik kilkakrotnie uratował Kurę przed towarzyską kompromitacją. Wiele razy Kura zaczynała zdanie i nie mogła skończyć, bo brakowało jej słowa. Wyjmowała wtedy przyjaciela z plecaka, przewracała kartki i mogła kontynuować rozmowę. Wszystkie koleżanki Kury się do tego przyzwyczaiły. Im więcej Kura mówiła w mało-popularnym języku tym częściej słownik zostawał w domu. Leżał zwykle na szafce nocnej, aż do dnia gdy zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach.

          • Nie widzieliście mojego słownika? - pytała Kura domowników.
          • Nawet nie wiedziałem, że masz tu jakieś słowniki poza polsko-angielskim - powiedział Żywiciel 
          • Gdybyś nie rozkładała wszędzie swoich rzeczy to nie musiałabyś teraz szukać - powiedział Przychówek z szelmowskim uśmiechem.

          sobota, 22 października 2011

          Szwedzki stół po singapursku

          W Singapurskich biurach wszyscy pracują dłużej. Korporacja Żywiciela dba o to, aby ludzie ze sobą nie tylko pracowali, ale też spędzali wolny czas. Pewnie łatwiej się pracuje w zespole jeśli ludzie się lubią i znają nie tylko od zawodowej strony. Żywiciel chodzi z kolegami pograć w badmintona do pobliskiego domu kultury, razem jedzą obiady, a czasami mają spotkania specjalne.
          Jedno ze spotkań specjalnych obejmowało wyścigi smoczych łodzi i nawiązywało do chińskiej tradycji przebudzenia śpiącego Boga Smoka. Władca rzek i mórz miał sprowadzić zbawcze deszcze, dzięki którym obfite plony oddalały widmo głodu i chorób. Obrzędy, w formie wyścigów łodzi, pociągały za sobą liczne utonięcia, co traktowano jednak jako konieczną bóstwu ofiarę. Na szczęście wyścigi smoczych łodzi w korporacji Żywiciela nie pochłonęły żadnych ofiar, a wszystko zakończyło się po singapursku - wspólnym żarciem w restauracji The Square @ Furama.


          W podwodnym świecie

          W podwodnym świecie Kura i Przychówek byli dwa razy.
          Raz w niespełna tydzień po przylocie do Singapuru i drugi raz zupełnie niedawno.  Za pierwszym razem Kura, Żywiciel i Przychówek przeszliśmy pół wyspy Sentosa na piechotę, bo z mapy wynikało, że Underworld jest niedaleko. Na drugą wycieczkę Żywiciel nie pojechał i relaksował się na kanapie w salonie.
          Kura też zrobiła się leniwa i zamiast iść spacerkiem przez wyspę wolała poczekać na autobus i podjechać prawie pod same drzwi wodnego świata.

          • Nie będziemy się niepotrzebnie przemęczać - powtarzał Przychówek siedząc na ławce.
            Same ryby podobały nam się za każdym razem, ale za drugim razem dzieciak marudził, że ruchomy chodnik był popsuty i musieliśmy chodzić we wnętrzu tunelu. Akwaria też wydały się nam mniejsze chociaż okazy wewnątrz były równie piękne. Nie chciało nam się też czekać na pokaz skaczących delfinów i rozsiedliśmy się w pobliskim food court-cie z widokiem na morze.



            piątek, 21 października 2011

            U nas na wsi...

            Od trzech dni leje prawie bez przerwy. Prażące słońce zostało zakryte przez chmury, a temperatura spadła do 27 stopni. Singapurczycy pozakładali kurtki, a Kura z Przychówkiem coraz częściej marudzą, że jest im zimno i coraz częściej korzystają z taksówki.

            • Do szkoły proszę - powiedział Przychówek wsiadając do taxi
            • Mam jechać koło marketu C czy W? - zapytał taksówkarz
            • Wszystko jedno byle szybciej - odpowiedziała Kura

            czwartek, 20 października 2011

            Jak trudno być dziewczynką

            Przychówek zaprzyjaźnił się w szkole z dzieciakiem Ch. filipińską dziewczynką o pięknym uśmiechu.
            Kura bardzo chciała zaprosić rodzinę Ch. na sobotnią zabawę do domu, ale mama dzieciaka Ch. zawsze kulturalnie odmawiała.
            Kura szukała winy w swoim lichym angielskim, ale gdy jej angielski się poprawił, a mama Ch. nadal odmawiała Kura zaczęła się zastawiać:

            • Dlaczego rodzina Ch. nie może poświęcić jednej soboty by nas odwiedzić?

            środa, 19 października 2011

            Szaleństwo w Universal Studio Singapore

            Od początku naszego pobytu w Singapurze wszyscy pytali:

            • Czy byliście już w Universal Studio?
            Gdy odpowiadaliśmy, że nie, rozmówcy radzili kiedy najlepiej go odwiedzić, jak się ubrać i na co nastawić. 
            Do tej wycieczki szykowaliśmy się jak "na wojnę" Żywiciel wziął na tę okazję jeden dzień urlopu, zapakowaliśmy do plecaka wodę, płyn odkrzaczający, mokre i suche chusteczki, kamerę, aparat wraz ze statywem i pojechaliśmy. Nie zapomnieliśmy zabrać pokaźnej ilości gotówki, wiedzieliśmy, że bilety będą bardzo drogie. 



            wtorek, 18 października 2011

            Egzaminy i międzyegzaminacyjne leniuchowanie

            Dwa razy w roku każdy singapurki uczeń zdaje egzaminy. W pierwszym semestrze Przychówek zdawał egzaminy ze wszystkich przedmiotów, ale za bardzo się nimi nie przejął.

            Teraz też mamy cykl egzaminacyjny. Cykl, bo każda umiejętność dziecka oceniana jest osobno przez nauczyciela nie uczącego w danej klasie. Przychówek zaliczył już test z biegania, skakania na skakance, układania zbilansowanej diety oraz z wysyłania maila. Za naszym dzieciakiem już trzy egzaminy z angielskiego i jeden z matematyki. Egzaminy z matematyki, angielskiego oraz języka matki (dla dzieci, które uczą się go w szkole) składają się z kilku części. Kilka lat temu rząd singapurki zauważył, że dzieci lepiej piszą niż mówią, więc dołożył dzieciakom po egzaminie ustnym z każdego z tych przedmiotów, by miały motywację do pracy i umiały zaprezentować swoją wiedzę.

            niedziela, 16 października 2011

            Na bananowym liściu czyli kuchnia Kerala

            • Jutro będę mieć święty spokój w pracy, bo pani Ładna wzięła dzień wolnego - powiedział Żywiciel po powrocie do domu. 
            • A co u niej słychać? - zapytała Kura 
            • Ma jutro święto możesz sobie o nim poczytać wysłałem ci maila - dodał Żywiciel 
            Kura z przysłanego maila wyczytała, że Onam to starożytny festiwal, który obchodzony jest do dziś wśród Keralczyków czyli mieszkańców południowo-zachodnich Indii.
            Według legendy lud Kerala był świadkiem panowania króla Mahabali. Legenda głosi , że w czasie rządów Mahabali wszyscy byli  szczęśliwi i żyli dostatnio. Król był tak ceniony przez swoich poddanych, że nawet bogowie stali się zazdrośni. Postanowili go ukarać i poprosili  o pomoc Wisznu. Pod postacią karła, Wisznu stanął przed obliczem Mahabali i poprosił o tyle ziemi ile będzie mógł pokonać w trzech krokach. Po tym jak Mahabali się zgodził, karzeł powiększył się do gigantycznych rozmiarów, dwoma krokami objął cały wszechświat, a trzeci krok postawił na głowie Mahabali spychając go do zaświatów. Mahabali stracił królestwo, ale raz w roku może odwiedzać swój lud. Czyni to podczas dziesięciodniowego święta Onam.
            Kura nie miała pojęcia dlaczego pani Ładna wzięła tylko jeden dzień urlopu, jeśli święto jest dla niej takie ważne, ale kiedy dowiedziała się, że jest kilka restauracji keralskich w Singapurze natychmiast zapragnęła odwiedzić chociaż jedną z nich.